|
Lexi Alexander o kultowym statusie "Punisher: War Zone" |
|
Dodano: 28-09-2012, 01:07 Autor: |
|
|
Chociaż "Punisher: War Zone" pod względem finansowym okazał się wielką porażką, to jednak nie brakuje fanów, którzy uważają produkcję Lexi Alexander za film kultowy.
Reżyserka filmu Lexi Alexander w jednym z ostatnich wywiadów opowiedziała co sądzi o kultowym statusie "Punisher: War Zone" i o pracy nad tego typu produkcjami.
"Status kultowy to jest coś słodko gorzkiego, zakładam, że tak sądzi większość filmowców. Z jednej strony jesteś zadowolony, że twój film nie okazał się tak wielką porażką, ale z drugiej jesteś sfrustrowany, że studio i dział marketingu nie dotarli do grupy docelowej takiej produkcji. Po pokazie "Punisher: War Zone" na festiwalu Deeper into the Darkness organizowanym przez Pattona Oswalda, jeden z recenzentów po seansie napisał, że jest to idealny przykład, jak studio nie rozumiało jak dotrzeć wąskiej grupy odbiorców. Napisał, że na podstawie reakcji widzów i kolejek po bilety na pokazy "PWZ" na Deeper into the Darkness ..., było oczywiste, że mógł to być fenomenalny sukces. Czytając takie rzeczy nie można nie czuć się rozczarowanym."
Po wyreżyserowaniu "Punisher: War Zone" Lexi Alexander wiele jednak się nauczyła na temat pracy ze studiami. Na brak propozycji nie narzekała, zwłaszcza po sukcesie "PWZ" na DVD, ale nie miał zamiaru reżyserować filmów, w których po 5 stronach scenariusza 30 osób zostaje zabitych przy użyciu maczety.
Alexander opowiedziała również o problemach ze scenariuszem "Punisher: War Zone". "Nie jestem pewna czy miałam, aż tyle swobody. Nie tylko dlatego, że był to film studia, ale dlatego, że chcieliśmy jak najbardziej trzymać się komiksowego oryginału. Cały proces pisania, to nie jest coś co chciałabym pamiętać. To było straszne doświadczenie i szczerze mówiąc, uważam, że wszyscy zostali wyrolowani. Kurt Sutter przygotował szkic, który otrzymałam dopiero, kiedy byłam w połowie przygotowań (producenci winili moich agentów, agenci obwiniali producentów... kto wie, ktoś wyraźnie nie chciał bym miała najnowszy szkic). Pracowałam ze scenariuszem Nicka Santory, który mi się podobał. Gdy przeczytałam wersję Kurta, była to już zbyt odległa wizja od tego co sobie wymyśliłam. Jestem przekonana, że wiele osób wolałoby tą wersję. Była o wiele zwyczajniejsza i poważniejsza. Oczywiście chciałam zrobić coś surrealistycznego i zabawnego. Kiedy zostałam zatrudniona, studio zleciło duetowi Marcum/Holloway wprowadzenie poprawek. Byli wspaniali, świetnie się z nimi współpracowało. Przygotowali szkic, który nie spodobał się producentowi i dlatego chciał zatrudnić kolejnego scenarzystę. W tym momencie miałam już dość. Zaproponowałam, że zrobię to za darmo (czyli moja reżyserska wersja scenariusza zaoszczędzi mu wydatków na kolejnego scenarzystę). Nie poprawiałam projektu autorstwa Marcum/Holloway. Przesłałam tylko kilka notatek producentowi, tak żeby był zadowolony i dał produkcji zielone światło. ... Pomysł by studio zatrudniało kilkunastu scenarzystów według mnie przynosi zupełnie odwrotny skutek, ktoś kto zapoczątkował ten trend był głupcem."
Źródło: paracinema.net
| | |
Powrót do newsów |
|